Jest taka cukiernia w Warszawie, której historia sięga dwudziestolecia międzywojennego. Swoje pierwsze kroki stawiała bowiem w 1925 roku. Od tamtego czasu minęło niemal 90 lat, a cukiernia wciąż istnieje, wciąż przyciąga tłumy smakoszy, swoje recepturowe tradycje przekazuje z pokolenia na pokolenie i wciąż wypieka najlepsze pączki w Warszawie. Mowa tutaj o Pracowni Cukierniczej "Zagoździński", zlokalizowanej przy ul. Górczewskiej 15, w budynku należącym do Kolonii Wawelberga.
Zdjęcie zapożyczone stąd |
Zdjęcie zapożyczone stąd |
W cukierni codziennie przygotowuje się około 700 sztuk pączków. Mimo to, ostatni często sprzedaje się już około 13:00. A wszystko dzięki specjalnej recepturze, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Od czterech pokoleń pączki wyrabiane są według tej samej receptury - opowiada pani Sylwia. Mamy naturalne składniki: mąkę, cukier, margarynę, mleko i prawdziwe jajka, a nie sztuczne koncentraty. Każdy pączek jest ręcznie zawijany z marmoladą, a potem smażony na smalcu. Swój słodki aromat zawdzięczają natomiast naturalnym esencjom - pomarańczowej i waniliowej. W pracowni nie używamy żadnych ulepszaczy smaku ani konserwantów i przede wszystkim wkładamy w naszą pracę serce. I kto choć raz skosztuje wyrobionego tam pączka, ten będzie wiedział, że nie sposób jej nie wierzyć.
Do Pracowni Cukierniczej "Zagodziński" przyciąga również sam wystrój wnętrza - prosty, bez pogoni za prestiżem i nowoczesnością. Tutaj stawia się na tradycję i dobry smak! Za ladą możemy podziwiać zaś zdjęcia i dyplomy tych, którzy dbali o nie od samego początku. Do tego pączki pakowane są w kartonowe pudełeczka, zawijane w papier z pieczęcią zakładu i przewiązywane sznureczkiem, co sprawia, że ma się wrażenie, jakby czas zatrzymał się miejscu kilkadziesiąt lat temu.
W Tłusty Czwartek do Pracowni Cukierniczej przybywają nie tylko sami smakosze pączków ale nawet reporterzy. Kolejki tego dnia są ogromne i zdarza się, że klienci, by kupić pączka, muszą czekać nawet trzy godziny. W związku z tak dużym zainteresowaniem jedna osoba może dostać maksymalnie 20 pączków. Pracownicy dbają w ten sposób o to, aby pączków starczyło dla każdego klienta.
Fot. źródło: www.pracowniacukiernicza.com |
A teraz kilka słów o tym, jak to się zaczęło...
Według dawnych tradycji prawdziwy cukiernik najpier się żenił, a później zakładał cukiernię. Mąż zajmował się wypiekaniem, żona sprzedażą. Wedle tej tradycji postąpił również Władysław Zagośdziński, dając początek kilkupokoleniowej historii cukierni. Swoją pierwszą cukiernię otowrzył 1925 roku przy ulicy Wolskiej 53, przenosząc ją następnie do o wiele większego loklau przy Wolskiej 66. Wszystko toczyło się dobrze aż do 1 sieprpnia 1944, kiedy to miało miejsce Powstanie Warszawskie. Dom, w którym znajdowała się cukiernia został spalony. Cukiernię udało się jednak odbudować. Do pracy włączyło się wówczas drugie pokolenie: córka Hanka z mężem Mieczysławem Grelofem oraz córka Danka. Jednak w 1973 roku władze dzielnicy nakazały Władysławowi Zagoździńskiemu przenieść cukiernię do znacznie mniejszego lokalu zastępczego przy Górczewskiej 15, w której istnieje do dziś. Wtedy wypieki zostały właśnie ograniczone do produkcji samych pączków. Pracę w cukierni przejął wówczas po dziadku Leszek Grelof. Po jego śmierci w 1992 roku cukiernię prowadziła nadal jego matka Hanna Grelof z córką - Zenoną Adamuszewską. Obecnie cukiernię prowadzi już czwarte pokolenie: córka Zenony - Sylwia Tomaszkiewicz wraz z mężem Pawłem Tomaszkiewiczem, kontynując pączkową tradycję wedle wiedzy zdobytej od mamy i babci. Szczegóły historii Pracowni Cukierniczej "Zagoździński" znajdziecie tutaj.
*wszystkie cytowane tutaj wypowiedzi pani Sylwii Tomaszkiewicz pochodzą ze strony: http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/galeria/tu-powstaja-najlepsze-paczki-w-warszawie-zdjecia,1713859,t,id.html
Zobacz także: KOLONIA WAWELBERGA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz